wtorek, 20 czerwca, 2023
Otwarty Sochaczew


Była radość, było wzruszenie, była pełna sala! Jesteśmy po premierze spektaklu pt. „Diagnoza”, w wykonaniu grupy teatralnej KURTYNA

Zastanawialiśmy się, jak podsumować niedzielną premierę spektaklu „Diagnoza” i chyba nie dalibyśmy rady zrobić tego lepiej niż nasza serdeczna koleżanka,…

By Otwarty Sochaczew , in Działania Równość , at 20 czerwca 2023 Tagi: , , , , , , ,

Zastanawialiśmy się, jak podsumować niedzielną premierę spektaklu „Diagnoza” i chyba nie dalibyśmy rady zrobić tego lepiej niż nasza serdeczna koleżanka, Bogumiła Górnicka.

„Pójść przez życie jak Dante przez zaświaty”

Spektakl „Diagnoza” budzi zachwyt i niepokój jednocześnie. Na scenie widzimy  grupę siedmiu osób – wśród nich jedna dziewczyna. Rozmawiają, rozmyślają, biegają, bawią się, komentują, wspominają, rozumieją, nie rozumieją świata. Nie są dla nich jasne problemy ludzi dorosłych, choćby to były najbliższe im osoby. „Taki jestem skołowany” – mówi jeden z chłopców. Słysząc ich rozmowy mam wrażenie, że to my niezdiagnozowani –  komplikujemy życie: płaczemy, narzekamy, krzyczymy na nich. Nie prościej byłoby posłuchać rady  Weroniki: „Chłopaki, nie narzekajcie, lepiej powiedzcie, co lubiliście i co lubicie robić.”

„Diagnoza”. Kto został zdiagnozowany? Komu postawiono diagnozę? Czy na pewno bohaterom spektaklu, których zobaczyłam na scenie wśród skąpych świateł lamp? No nie wiem. To ja czułam się badana, diagnozowana, prześwietlano moją wrażliwość, moje człowieczeństwo, a może po prostu zwykłą przyzwoitość. Kto mi się przyglądał, kto mnie badał? Aktorzy – bohaterowie spektaklu – dorośli – niedorośli, ale na pewno wcześniej  zdiagnozowani. Przyglądali się również  ich rodzice. Ci z wyrokiem w ręku. Na piśmie. Nie do podważenia. Z rozkładem zajęć na całe życie. Bo nie z przewodnikiem przez życie. Ci, którzy zapytali, co można z tym zrobić, nie usłyszeli odpowiedzi.  Wyruszyli w drogę.

I chyba to była dla mnie najbardziej poruszająca scena: usłyszałam siedem razy lubię. Bo można lubić wszystko: chodzić z kumplami  i gadać sobie, słuchać muzyki Chopina (ale na własnych warunkach), liczyć, rysować pieski, mieć małe tajemnice, hodować kury, bawić się z dziećmi. „Wolę dzieci niż dorosłych, można się nimi opiekować, a dorosłym wciąż się wydaje, że to ja potrzebuję opieki.” – słyszymy ze sceny. No właśnie. Dorosłym ciągle się coś wydaje. W jak różny sposób rozumiany, odbierany jest świat. Które spojrzenie jest właściwe? Kto tak naprawdę potrzebuje opieki? Kto jest bardziej bezradny? Te myśli nie dawały mi spokoju.

I jeszcze kolejna myśl, która towarzyszyła mi, kiedy patrzyłam na scenę. Kogo tam widziałam? Czy to byli aktorzy odgrywający wyuczone role, recytujący napisane dla nich kwestie? Nie. Ja zobaczyłam i usłyszałam prawdę płynącą bezpośrednio z ich serca i doświadczenia. Oni zaprosili mnie do swojego barwnego świata, będącego dla mnie tajemnicą. Mówili o sobie, trochę ponarzekali, pośmiali się z rodziców, pogodzeni z nieuchronnością zdarzeń.   Oni mieli własną wizję przyjęcia urodzinowego czy własny pomysł na to, jak można pomóc niepełnosprawnym – „Zaprosić na pizzę!”.

I czym mnie jeszcze zaskoczyli Mikołaj, Weronika, Adrian, Piotrek, Kacper (było ich dwóch), Mateusz? Swoją wizją dorosłości. Pragnieniem bycia dorosłym. „Lepiej być dorosłym. Wszystko można robić.  ” – nieśmiało wyznał  Kacper.

Jak wspomniała w słowie wstępnym Justyna Grajek, autorka scenariusza,  „Diagnozę” napisało samo życie. Jest zbudowana z cytatów, wypowiedzi osób z niepełnosprawnościami i ludzi, którzy stanęli na ich drodze. To zapis pewnych stanów świadomości, odbioru niepełnosprawności w społeczeństwie. Dlatego tak ważne jest tu każde słowo. Bo jest prawdziwe. Niekiedy boleśnie szczere.

Ja jednak chłonęłam brutalne, zimne słowa różnych diagnoz, które usłyszeli rodzice. Oni sami nie pojawili się na scenie. Nie zobaczyliśmy ich twarzy. Za to porażał dobiegający zza sceny głos: „Pani dziecko ma wady genetyczne. I co można z tym zrobić? Z  tym nic się nie robi.” I co dalej? Dalej wyobraźnia podsuwała mi  twarze oszołomionych, bezradnych ludzi pozostawionych samym sobie. Bez wsparcia.

Ważnym momentem spektaklu były wypowiedzi rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Ich słowa  unaoczniły mi, w jak trudną drogę  wyruszyli  kilkanaście lat temu. Na koniec przedstawienia wyznali, że  stanęli u bramy piekła, pokonali ją, dotarli do czyśćca i idą  dalej wbrew nadziei, za przewodników mając lekarzy, cudotwórców, cierpliwość, poczucie humoru… Idą. Dokąd dotrą? Czy to ważne? Przecież prowadzi ich nadzieja i miłość: ich dzieci i do ich dzieci. Po drodze chwytają okruchy życia. Okruchy radości, a nawet wielkie chwile szczęścia i spełnienia. A czymże innym był ten magiczny spektakl? Taką właśnie wyjątkową chwilą, która, mam nadzieję,  poniesie ich dalej.  

Czuję pewien niedosyt. Zachwycona prostotą scenografii, tajemnicą i skomplikowanym wzorem  rysunku cały czas widocznego  w tle sceny, wykonanego przez  jednego z aktorów,  ujęta spontanicznością aktorów – bohaterów, ich naturalnością, prawdą płynącą ze sceny, nie spodziewałam się, że koniec spektaklu nastąpi tak szybko. Dla mnie za szybko. Czekałam na ciąg dalszy. A tu nagle finał. Brawa, oklaski, ukłony. Ale czego się spodziewałam? Puenty? Zaskakującego, może szczęśliwego  rozwiązania akcji? Nic takiego nie nastąpiło.  Na szczęście dotarło do mnie: nie ma zakończenia – wędrówka  trwa nadal. To jest życie. Z diagnozą dla nich, z „Diagnozą” dla mnie. Może gdzieś się spotkamy.

A jednak w pewnym sensie „Diagnoza” miała szczęśliwy finał. Przemyślany, choć wyrozumiały dla niezdiagnozowanych scenariusz Justyny Grajek i znakomite jego przedstawienie na scenie Odeonu przez siódemkę aktorów mogło się odbyć dzięki wysiłkowi wielu osób. Nie sposób wszystkich wymienić, bo to i społecznicy z Otwartego Sochaczewa, i rodzice bohaterów spektaklu, i wolontariusze, i wielu jeszcze innych ludzi, zaangażowanych w przedsięwzięcie. Nie sposób jednak nie wymienić reżyserki „Diagnozy”, Katarzyny Pyś-Fabiańczyk, osoby, która swoją energią zaraża innych do pracy, a jednocześnie sprawia, że nawet najbardziej szalone pomysły udaje się zrealizować. Że tak właśnie było, dowiodła wypełniona po brzegi widownią sala Odeonu. Żywo reagująca publiczność stanowiła dowód na to, jak bardzo  potrzebujemy takich spektakli.

fot. Marta Filipiak

Komentarze


Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *