Sobotni przypadek na Sierpniowej i co z niego wynika – zmiany na cmentarzu żydowskim
Historia sochaczewskiego kirkutu po 1939 roku jest jak nieustanny pojedynek destrukcji i kreacji. Brutalnych prób zatarcia i cierpliwego odbudowywania śladów…
Historia sochaczewskiego kirkutu po 1939 roku jest jak nieustanny pojedynek destrukcji i kreacji. Brutalnych prób zatarcia i cierpliwego odbudowywania śladów pamięci. Dziś na cmentarz przy Sierpniowej nareszcie powróciła polskojęzyczna tablica ku pamięci wszystkich pokoleń sochaczewskich Żydów.
Podobno życie składa się z przypadków i to one nadają mu kierunek. Czy tak jest zawsze, nie wiem, ale jestem pewien, że takim szczęśliwym przypadkiem było spotkanie ekipy Otwartego Sochaczewa z panem Jarkiem, nowym opiekunem żydowskiego cmentarza na ulicy Sierpniowej. Tego dnia wszystko było bardziej. Noc muzeów i spontaniczny spacer historyczny Otwartego, znacznie większe niż zazwyczaj grono uśmiechniętych spacerowiczów, ich dobre humory i mnóstwo sochaczewskich wspomnień, którymi chcieli się dzielić. Przez co opowieść o mieście pęczniała, a spacer, niezauważalnie dla nikogo, rozciągał się na kolejne godziny i kolejne miejskie zaułki. Inaczej za Bzurą zachodziło słońce, kończąc pogodny dzień i jednocześnie szabas. I właśnie kiedy na Sierpniowej snuliśmy opowieść o żydowskim cmentarzu i pokoleniach sochaczewian, którzy kiedyś odwiedzali tu groby swych bliskich, znikąd pojawił się pan Jarek. I poprowadził nas znacznie dalej w świat żydowskiej kultury. Chyba od razu poczuliśmy, że to spotkanie przyniesie coś dobrego, że nie jest do końca przypadkowe. Mimo że widzimy się pierwszy raz w życiu, nic o sobie nie wiedząc, zostawi jakiś ślad. Może niejeden.
Pierwszy już jest. Niespełna dwa miesiące od spotkania, na ścianę pamięci żydowskiego cmentarza powróciła po wielu latach polskojęzyczna tablica ku pamięci wszystkich pokoleń sochaczewian żydowskiego pochodzenia. Ta oryginalna została skradziona, być może jeszcze w poprzednim wieku, przez – jak zwykle w takich sytuacjach – „nieznanych sprawców”. Być może z katalogu tych nieznanych sprawców, którzy w maju 1945, strzelali do pierwszego powojennego wiceburmistrza Sochaczewa. Człowieka, który cudem uciekł przed hitlerowską zagładą, żeby zginąć na progu własnego domu na Farnej, już po defiladach zwycięstwa,. Może z katalogu tych, którzy później ostatnie ocalałe macewy zrzucali ze skarpy do rzeki, albo wieźli do swoich gospodarstw, żeby wzmocnić chodnik, podmurówkę, albo cembrowinę. Może z tych, którzy na ogrodzonym ponownie cmentarzu malowali swastyki i wulgarne hasła. Może. Za dużo już o nich.
Dziś, dzięki skromnej pomocy Otwartego Sochaczewa i znanego już nam pana Jarka, nowa tablica w oryginalnej formie i treści, nareszcie zakryła wstydliwie ziejącą pustkę pod identycznymi inskrypcjami po angielsku, hebrajsku i w jidysz, na świeżo odmalowanej ścianie pamięci nekropolii przy Sierpniowej. A jak wiemy od opiekuna cmentarza, nowa farba pokryła także wnętrze ohelu cadyków Bornsteinów. A wszystko w czasie, gdy również lokalne muzeum nareszcie przeniosło część wiedzy o żydowskiej społeczności Sochaczewa na jego ulice, w formie dwu tablic informacyjnych szlaku historycznego.
Szczęśliwy przypadek sprawił, że udało się zalepić jeszcze jedną dziurę systemowej amnezji, którą przez dziesięciolecia jacyś nieznani sprawcy, w kapturze albo pod krawatem, próbują snuć nad ulicami Sochaczewa. Niczym trujący opar, pożerający ludzką pamięć. Tablica jest znów na swoim miejscu. Nareszcie i oby już na zawsze. Pamiętaj, Żydzi z Sochaczewa i okolic żyli tu przez 600 lat. Naprawdę pamiętamy.
Komentarze