środa, 26 maja, 2021
Otwarty Sochaczew


Historia Sochaczewa – propozycja upamiętnienia dzielnicy żydowskiej

Sochaczew w swej historii szczęścia nie miał wiele. Jeśli nie niszczyły go wojenne najazdy: Litwinów, Szwedów, Węgrów, Prusaków, Niemców czy…

By admin , in Edukacja , at 26 maja 2021 Tagi: , , , ,

Sochaczew w swej historii szczęścia nie miał wiele. Jeśli nie niszczyły go wojenne najazdy: Litwinów, Szwedów, Węgrów, Prusaków, Niemców czy Rosjan, dymił w zwyczajnych, „cywilnych” pożarach lub dziesiątkowały go zarazy. Ludzie przychodzili i odchodzili, a takoż i pamięć po nich. Ale dzięki tym wszystkim pokoleniom, na przekór i wbrew wichrom dziejów, trwało miasto. Aż po dziś. I dlatego tym wszystkim, którzy je tworzyli i odbudowywali na nowo, wszystkim bez wyjątku, jesteśmy winni naszą pamięć. Również sochaczewianom pochodzenia żydowskiego. Pamięć w języku jidysz to zikorn.

Pierwszym materialnym świadectwem bytności społeczności żydowskiej na ziemi sochaczewskiej jest przypadkowo ocalały dokument z 1426 roku, który dowodzi istnienia trwałego osadnictwa żydowskiego na naszych ziemiach od początku XV, a być może nawet końca XIV wieku. Niewiele więc po tym, kiedy kroniki zaczęły Sochaczew nazywać miastem (civitas). Żydzi żyli tu, pracowali, działali, zmagali się z codziennością i budowali kształt miasta wspólnie z Polakami, przez niemal 600 lat. Na ulicach, na targu, w domach i knajpach, Sochaczew mówił o tych samych sprawach, po polsku i w jidysz. Współistnieliśmy harmonijnie i całkiem pokojowo, choć jak w każdej społeczności zdarzały się kryzysy.

Tylko na krótki czas ogień stosów inkwizycyjnych wstrzymał rozwój osadnictwa żydowskiego nad Bzurą, Pisią i Utratą. Wkrótce, zwłaszcza po potopie szwedzkim, nabierze ono stałego rytmu, by maksymalny poziom osiągnąć w pierwszej połowie XIX wieku. Wtedy to, w wyludnionym i biedniejącym Sochaczewie, osiemdziesiąt procent ludności stanowili Żydzi. Co byłoby z tym miastem, gdyby i oni wtedy odeszli? Zwłaszcza, że wkrótce, na całą Europę rozsławia je Awremele Sochaczewer – czyli Abraham Borsztajn, cadyk z Sochaczewa. Nasze miasto staje się wówczas duchowym centrum chasydyzmu. Nad Bzurą tańczą w modlitewnym transie na czarno ubrani brodacze. Przez otwarte okna dworu cadyka wypływa na uliczki sennego miasta radosny śpiew.

Gdy w 1910 roku rebe umiera, do Sochaczewa ściągają tłumy wiernych, na ostatnie pożegnanie. Ponieważ każdy uczestnik ceremonii chce, choć przez chwilę, nieść trumnę, kondukt, z dzisiejszej ulicy Pokoju na żydowski cmentarz kroczy dostojnie, niemal cały dzień. Kolejne dwa pokolenia Borsztajnów kontynuują dzieło Abrahama. To ich nagrobek, jako jedyny, odbudowano za cmentarną bramą z gwiazdą Dawida na ul. Sierpniowej.

Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym więcej niż co czwarty mieszaniec Sochaczewa był wyznania mojżeszowego. W Sochaczewie prężnie działa gmina żydowska, z całą swą infrastrukturą. Funkcjonują  żydowskie szkoły i biblioteka. Ukazują się dwa numery „Sochaczewer Cajtung” – lokalnej gazety w języku jidysz. Działa klub sportowy, robotnicze związki zawodowe, syjonistyczne, ortodoksyjne i asymilacyjne organizacje społeczne. W budynku straży ogniowej, obok polskiego, wystawia swoje sztuki amatorski teatr żydowski pod kierownictwem Nachuma Grundwaga.

Na początku września 1939 na Sochaczew, synagogę i dzielnicę żydowską spadają hitlerowskie bomby…Ich huk jest jak grzmot, który zapowiada tragiczną burzę. Żydowska ludność Sochaczewa wkrótce podzieliła los wszystkich polskich Żydów, którym zbrodnicza, rasistowska ideologia III Rzeszy, wyznaczyła miejsce w komorach gazowych. Niemcy przystępują do likwidacji sochaczewian narodowości żydowskiej, ale i wszelkich śladów jej bytności, historii i kultury, w sposób totalny i metodyczny. Robią to niemal natychmiast po wkroczeniu do dymiącego po bitwie nad Bzurą miasta. Żydowska dzielnica zostaje, dosłownie, zrównana z ziemią. A ta ziemia zaorana i obsadzona roślinnością. Rozpoczyna się też obsesyjna dewastacja cmentarza. Gruz z kamienic, cegły oheli i macewy służą nazistom do budowy obiektów wojskowych, zwłaszcza lotniska polowego na Bielicach. Sam cmentarz staje się również miejscem straceń i zbiorowych egzekucji. Ludność żydowska zostaje spędzona na drugą stronę placu Kościuszki, gdzie w 1941 roku powstaje, otoczone drutem kolczastym, getto.

W najbardziej dramatycznym momencie, na niewielkim obszarze wyznaczonym przez północną pierzeję rynku oraz ulice: Farną, Toruńską i Staszica, jest zgromadzonych, w straszliwych warunkach, niemal 3 tysiące ludzi. Aż do 15 i 16 lutego 1941, kiedy zostają spędzeni na rynek a potem zaśnieżonymi ulicami rodzinnego miasta pognani w kierunku dworca. Tam czekają bydlęce wagony a dalej mury warszawskiego getta, Umschlagplatz, Treblinka i Auschwitz…

Ilu sochaczewskich Żydów przeżyło holocaust? Nie sposób odgadnąć. Ocaleni ostatecznie opuścili miasto po niewyjaśnionym, do dziś zabójstwie żydowskiego wiceburmistrza, już po zakończeniu wojny. Znikają ludzie i zadziwiająco szybko wyparowuje pamięć po nich. Główny plac miasta pozostaje niekompletny, dziwnie otwarty. Od południowej strony zarasta drzewami. Nie ma śladu po mistycznym dworze cadyka. Nikt nie wie gdzie stała synagoga. Z mapy znika ulica Bożnicza. Dewastacja cmentarza trwa…

Na szczęście pojawiają się też ci, którzy chcą pamiętać. I podarować pamięć kolejnym pokoleniom. Dzięki badaniom Pawła Fijałkowskiego, staraniom potomków sochaczewskich Żydów i zmianom ustrojowym, cmentarz wraca na mapę. Zostaje odbudowany ohel cadyków, powstają pomniki ku czci ofiar Zagłady, wmurowano w obelisk fragmenty ostatnich, ocalałych macew. Staraniem lokalnych historyków ukazują się pierwsze publikacje poświęcone tutejszym Żydom. Nieliczne judaica prezentuje lokalne muzeum. Po dewastacji cmentarza w 2015 jego kustosz organizuje społeczną akcję porządkową. Lokalnych wolontariuszy nie brakuje.

Pamięć nadal walczy ze zorganizowanym zapomnieniem. Grupa Otwarty Sochaczew wystosowała pismo do Burmistrza Miasta z prośbą o upamiętnienie dzielnicy żydowskiej. List został podpisany przez Pawła Fijałkowskiego, historyka z Żydowskiego Instytutu Historycznego, prof. dr hab. Stanisława Krajewskiego, filozofa i matematyka, współprzewodniczącego Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów i Zbigniewa Nosowskiego, redaktora naczelnego kwartalnika Więź, socjologa, publicystę i działacza katolickiego. Mieszkańcy z dużym zainteresowaniem podeszli też do pomysłu spacerów Sochaczew – Historie Zapomniane. Bo skoro nie znamy kompletnej historii, ile wiemy o swoich korzeniach, o kulturze miasta, które przyszło nam dziś współtworzyć? Ile wiemy o sobie samych? Najwyższy czas spojrzeć z dumą na wielokulturowość tego miejsca. Odkryć je na nowo. Dla siebie i dla naszych dzieci i wnuków. Najwyższy czas, by także oficjalnie przywrócić pamięć o wszystkich sochaczewianach, niezależnie od tego w jakim języku wypowiadali nazwę rodzinnego miasta.

Autor tekstu: Zbigniew Trzciński

Komentarze


  • Dzień dobry, bardzo mnie cieszy że badacie i szanujecie Państwo historię Waszego miasta. Nigdy nie byłam w Sochaczewie, po przeczytaniu artykułu będę pamiętać o przyjaznym, otwartym miejscu. Odwiedzam Miasta Otwarte w czasie podróży. Opowiem znajomym. Dzisiaj, gdy antysemityzm „podniósł głowę” jest bardzo istotne by ludzie dobrej woli mieli głos. Pozdrawiam.

  • Pani Aneto, serdecznie zapraszamy na spacery historyczne, które organizuje nasza grupa. To mógłby być doskonały pretekst, aby odwiedzić nasze miasto 🙂

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *