wtorek, 19 marca, 2024
Otwarty Sochaczew


Nowy numer nieregularnika „Otwarty Sochaczew” tym razem online.

Była raz wiosna O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, […]O wiosno, kto cię widział, jak byłaś kwitnąca…

By Otwarty Sochaczew , in Bez kategorii Kultura , at 19 marca 2024 Tagi: , , , , , , , , ,

Była raz wiosna

O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju,

[…]O wiosno, kto cię widział, jak byłaś kwitnąca

Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca,

Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna!

Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna!

Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,

Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu. 

Adam Mickiewicz Pan Tadeusz

Wybory czerwcowe. Jedyne w swoim rodzaju. Były wyrazem oczekiwań i nadziei kilkudziesięciu lat i kilku pokoleń. Wyzwoliły w Polakach energię i gotowość do połączenia sił w działaniu mimo dzielących ich różnic.

Plakat Juliusza Sokołowskiego.

Jak to się zaczęło

Wiosna roku 1988 roku była niespokojna. Zdelegalizowane podczas stanu wojennego, a powstałe jesienią 1980 roku Niezależne Zrzeszenie Studentów, zorganizowało na polskich uczelniach nielegalne obchody 20. rocznicy marca 1968 roku.[1] Domagano się podczas nich przywrócenia NZS do porządku prawnego, a także wprowadzenia zmian do ustawy o szkolnictwie wyższym. Obudzeni z odrętwienia studenci dwa miesiące później dołączyli do strajkujących na wybrzeżu robotników wspieranych przez inteligencję. Wykrzykiwane wówczas przez protestujących hasło „Nie ma wolności bez Solidarności” nie było frazesem, dowodziło, że społeczeństwo polskie po latach zatomizowania zaczyna łączyć siły, a różniące się dotąd grupy odnajdują w dążeniu do wolności wspólny cel.

Trzeba jednak było wielu miesięcy, trudnych, różnie dziś ocenianych spotkań i działań, aby 6 lutego 1989 roku rozpoczęły się rozmowy Okrągłego Stołu, przy którym zasiedli rządzący oraz reprezentanci opozycji, mający za główny cel legalizację i przywrócenie „Solidarności”. W efekcie obrad ustalono jednak coś więcej, że 4 czerwca tego samego roku odbędą się częściowo wolne wybory, w których „Solidarność” może dostać 35% mandatów do sejmu (czyli 161) i nieograniczoną procentowo liczbę mandatów do senatu. Obie strony miały tylko dwa miesiące na kampanię wyborczą, co w przypadku opozycji wiązało się z niemałymi problemami organizacyjnymi chociażby z powodu braku struktur czy zasobów finansowych.

Jak to się rozkręciło

Rozpoczęło się pospolite ruszenie: poszukiwanie lokali na biura wyborcze, funduszy na plakaty i ulotki, organizowanie oddolnych struktur, złożonych w dużej części z członków „Solidarności”, ale nie tylko. Istotne było również znalezienie sposobów dotarcia do ludzi, potencjalnych wyborców, bo brakowało przecież wolnej prasy i telewizji, a tych reżimowych partia nie zamierzała oddać (TVP pozwoliła KO Solidarność na cztery 45-minutowe programy, zaś I i IV program Polskiego Radia na 8 audycji).

PZPR ruszyła do wyborów między innymi z hasłem „Z nami bezpieczniej”, co „jak zauważył pewien włoski obserwator”, „nadaje się  raczej do reklamy prezerwatyw niż do promowania kandydatów do parlamentu”[2]. A w kontekście doświadczeń Polaków brzmiało po prostu groteskowo.

Jak to było w Sochaczewie

Sochaczew należał wówczas do województwa skierniewickiego. Z naszego okręgu startowało czworo kandydatów do sejmu i  senatu. Byli to (w kolejności alfabetycznej): Maciej Bednarkiewicz (adwokat znany z obrony opozycji antykomunistycznej w procesach sądowych), Edward Pyziołek (laryngolog), Zbigniew Rokicki (rolnik) i Anna Urbanowicz (nauczycielka). Ich sylwetki znalazły się na plakatach Komitetu Obywatelskiego Solidarność. Każdy z nich przedstawiał kandydata w towarzystwie Lech Wałęsy. Przekaz był jednoznaczny – to „drużyna Lecha” i nie pozostawiał żadnej wątpliwości którego Lecha.

Spotkanie z kandydatami do sejmu, prowadzone przez zaangażowaną w sochaczewską działalność opozycyjną nauczycielkę Marię Gołkowską, odbyło się w sali widowiskowej tzw. Domu Rzemiosła przy ulicy Żeromskiego (obecnie mieści się w niej kino „Odeon”). Zainteresowanie wydarzeniem przerosło oczekiwania, a panująca na sali energetyczna atmosfera trwała jeszcze długo po zakończeniu wyborczego mityngu. Ludzie, którzy niekiedy po raz pierwszy widzieli się owego dnia, kłaniali się sobie na ulicy, uśmiechali do siebie, jak uśmiechają ci, których łączy wspólne doświadczenie szczęścia i zgody. I jakkolwiek brzmi to pompatycznie, tak właśnie było.

Nie brakowało chętnych, by kupić tzw. cegiełki – kolorowe kartki o kształcie banknotów i wartości 500 zł. Stanowiły one specyficzną formę wsparcia finansowego Funduszu Wyborczego Komitetu Obywatelskiego Solidarność. Sprzedawane były w trakcie spotkania z turystycznego stolika.

Biuro KO mieściło się w budynku wybudowanym na początku wieku przez Towarzystwo Trzeźwość, czyli w późniejszym klubie „Cegiełka”, a dziś siedzibie PKO S.A. Funkcję przewodniczącego sochaczewskiego KO pełnił Andrzej Seniuk[3] i to jego można było zastać w biurze, z którego odbierało się ulotki informacyjne, naklejki nakłaniające do udziału w wyborach (widniały na nich hasła: „Pierwszy raz możesz wybrać, wybierz Solidarność” i „Twoją szansą Solidarność”) i plakaty.

Rozklejaniem tych ostatnich zajęli się między innymi młodzi punkrockowcy (Klupek i Szczurek – tak, to ksywki), nie dlatego, że darzyli sympatią „drużynę Lecha”, ale jak wspomina Andrzej Paluch, z powodu niechęci do komunistów. Klej przygotowywali sami, z mąki zmieszanej z wodą, był to tak zwany klajster.

Plakaty oraz naklejki pojawiały się głównie na witrynach sklepów, np. PSS Społem, ale i na prywatnych budynkach. Odbywały się w związku z tym „czuwania nocne”, podczas których właściciele domów pilnowali, by w tę ostatnia noc z 3 na 4 czerwca „nieznani sprawcy” nie zniszczyli dekoracji wyborczych.

Zdjęcie: Krzysztof Ciećwierz / Biuro KO Solidarność.

Plakaty, plakaty, plakaty

Twórcami plakatów byli znani artyści, mniej znani artyści i zupełnie nieznani ludzie. I tak na przykład Henryk Tomaszewski, wybitny ilustrator, laureat wielu nagród w Polsce i na świecie zaprojektował  plakat z napisem „Żeby Polska była Polską, 2+2 musi być zawsze 4”. Podkreślał on znaczenie prawdy i niezakłamywania rzeczywistości. Trzeba dodać, że Tomaszewski nie umieścił na plakacie swojego nazwiska, tylko inicjały. Nie wiadomo było przecież, jaki finał będzie mieć wiosenna przygoda z wolnością.

Z kolei najbardziej dziś znany plakat z szeryfem, idącym na tle napisu Solidarność i noszącym w klapie marynarki znaczek Solidarności, stworzył Maciej Sarnecki. Obraz, mimo że w ręku mężczyzny zamiast colta pojawiła się karta wyborcza, ewidentnie nawiązywał do plakatu filmowego reklamującego western „W samo południe”. Siła i wymowa przekazu ilustracji przestraszyły opozycjonistów. Długo spierano się, czy plakat w ogóle wieszać i gdyby nie determinacja Henryka Wujca, nie wydrukowano by wcale, a dzięki niemu zrobiono to za granicą na dobrym papierze, choć w ostatniej chwili, bo tuż przed dniem wyborów. Na nim również zabrakło nazwiska twórcy.

Niemalże nieznany pozostał autor plakatu przedstawiającego czarno-białą fotografię dwojga śpiących w ubraniach dzieci, ujętych w ramę z dwóch czerwonych napisów: „…aby jutro były z nas dumne” i „Solidarność. Głosujcie 4 czerwca!”. Niemalże nieznany, gdyż mało kto wie, że zaprojektował go absolwent wydziału polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, dziś znany fotografik specjalizujący się w zdjęciach architektury – Juliusz Sokołowski, a na zdjęciu widnieją jego własne pociechy.

Cegiełka.

 Głosowanie

4 czerwca 1989 roku frekwencja wyniosła nieco ponad 63%.  Ludzie szli, szli i szli. Od kilkudziesięciu lat nie widziano tylu chętnych do wzięcia udziału w wyborach, choć zawsze według komunikatów radia, telewizji i prasy w głosowaniu miało brać ponad 90% wyborców. Jak fałszywe zatem były zatem informacje z poprzednich lat!

Aby tym razem uniknąć nieuczciwego przeprowadzenia głosowania, w komisjach wyborczych zasiedli także przedstawiciele Solidarności. W Sochaczewie było to 38 osób, w tym 17 kobiet. Jak widać, nasze miasto było w awangardzie, gdyż zastosowało parytet płci, nie mając nawet pojęcia, co to jest i że coś takiego za niemal trzydzieści lat zaistnieje w debacie politycznej.

Ponieważ nie zabroniono agitacji, w dniu wyborów przed lokalami wyborczymi stali wolontariusze KO i rozdawali ulotki z nazwiskami kandydatów na posłów do obu izb parlamentu z ramienia Solidarności. Ile było przy tym radości, ile emocji! Z tymi ściągawkami, raczej nie kryjąc swoich sympatii politycznych, obywatele udawali się do komisji. I chociaż po ulicach Sochaczewa jeździł duży fiat, którego pasażer robił zdjęcia roznoszącym materiały wyborcze, nigdy z nich nie zrobiono użytku.

Kolejne dni

Następnego dnia cała Polska obudziła się w innej rzeczywistości.

Wygraliśmy! – krzyczeli sochaczewianie i niekiedy trzeba było chwili namysłu, żeby zrozumieć, kto wygrał, gdyż niedawni, wydawałoby się,  zwolennicy dotąd sprawującej  władzę partii, okazywali się jej przeciwnikami.

Wyniki wyborów zaskoczyły nie tylko rządzących, ale i samą opozycję solidarnościową, która zdobyła nie tylko obiecane 35% miejsc w sejmie, ale i 99 na 100 mandatów w senacie. Stało się jasne, że PZPR nie może już lekceważyć siły Solidarności, za którą słychać było wyraźny głos narodu. Wejście członków „drużyny Lecha” do rządu było już tylko kwestią czasu.

Dziś

Można przyznać, że wiosna 1989 roku była absolutnie wyjątkowym czasem, takim, który zdarza się raz na… nie wiem ile dziesiątek lat. Wyzwoliła w Polakach ogromne pokłady energii i nadziei, które pozwoliły im w kilka miesięcy zorganizować się w silną grupę mówiąca niemalże jednym głosem. Owa jedność (w samym Sochaczewie działali wtedy razem członkowie Solidarności oraz jej sympatycy, niedawni członkowie PZPR, ludzie różnego wieku i wykształcenia, mający zdeklarowane poglądy i mający po prostu dość rządów jedynej słusznej partii, a nawet punkrockowcy) zaowocowała nie tylko życzliwością ludzi wobec siebie, radością manifestowaną podczas spotkań, ale i realnym sukcesem w postaci wygranych wyborów. I choć krytycy tamtych dni mówią o szeregu popełnionych wówczas błędów czy zaniechań, to niewątpliwą zasługą Polaków jest przejście przez transformację ustrojową w pokoju.

Wspomnienie solidarności ludzi w tamtych dniach pozostaje jednym z najwspanialszych w całym życiu. Podtrzymuje wiarę, że możemy być wobec siebie dobrzy, podnosi na duchu, kiedy „pospolitość skrzeczy”. Zaczyna pełnić funkcję terapeutyczną. Staje się legendą, mitem…

  „O, wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju…”!

Justyna Grajek


[1] 8 marca 1968 roku studenci UW zorganizowali wiec w obronie relegowanych z uczelni studentów ponad miesiąc wcześniej manifestujących przeciw stosowaniu przez władzę w Polsce cenzury, w wyniku której zakazano wystawiania wyreżyserowanych przez K. Dejmka w Teatrze Polskim w Warszawie „Dziadów” A. Mickiewicza. Wiec został stłumiony przez oddziały ORMO i ZOMO.

[2] Ze wspomnień Thimoty’ego Gartona Asha.

[3] Działacz NSZZ „Solidarność” w Zakładach Włókien Chemicznych „Chemitex” w Sochaczewie oraz przewodniczący Oddziału w Sochaczewie NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze. Internowany 13.12.1981 i osadzony w Ośrodku Odosobnienia w Łowiczu, skąd wypuszczono go 14.04.1982 roku.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14

Komentarze


Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *