Nowy numer nieregularnika „Otwarty Sochaczew” tym razem online.
Wolność kocham… ale czy rozumiem? Czy odpowiedzialność i wolność mogą koegzystować? Jak podejmować słuszne wybory? Czy warto liczyć się z…
Wolność kocham… ale czy rozumiem?
Czy odpowiedzialność i wolność mogą koegzystować? Jak podejmować słuszne wybory? Czy warto liczyć się z innymi i ich zdaniem? Co łączy Małego Księcia, egzystencjalistów i liberalizm? Jak zwykle nie znajdziecie w moim tekście żadnej odpowiedzi, ale może wspólnie zadamy parę interesujących pytań.
Nigdy nie przepadałam za Małym Księciem, lecz skoro zakończyłam ostatni esej ideą odpowiedzialności, to chyba nie mam innego wyboru, jak przytoczyć refleksję Antoine de Saint Exupery’ego. Mogłabym szukać innych skojarzeń, ale chcę być wierna postanowieniu o prostocie tych wywodów, a właśnie Mały Książę i lis przyszli mi na myśl jako pierwsi.
Dlaczego za nim nie przepadam? Nie wiem. Lubię Muminki i Kubusia Puchatka, więc na pewno nie chodzi o niechęć do refleksji w tej nieco dziecinnej perspektywie, a jednak Mały Książę nigdy nie przypadł mi specjalnie do gustu. Był jakoś zbyt prosty, wręcz prostacki (i mówię o prozie, nie o stojących za nią rozmyślaniach). Tym niemniej – niech on będzie otwarciem dla kolejnego eseju naszego czasopisma.
„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” mówi lis Małemu Księciu, a ten odnosi to od razu do porzuconej przez siebie róży, a przecież roślin się nie oswaja… a może tak? W świetle naszych niedawnych rozmyślań o granicach świadomości nie brzmi to rewolucyjnie, więc uznajmy Saint-Exupery’ego za osobę uznającą, że i rośliny mają pewną osobowość. Bo czemuż by nie?
Mały Książę rozumie, że powinien był lepiej zadbać o relacje, jakie nawiązał. Wychodzi poza siebie samego, zauważa, że jego czyny i słowa mają wpływ także na innych, i czuje za to odpowiedzialność oraz wynikające z niej zobowiązania. Wiemy, że znamionuje to jego rozwój i cieszymy się, że wyrasta z dziecinnego egoizmu. Wiemy też, że ta przemiana będzie okupiona pewnym rodzajem cierpienia. Uświadomienie sobie, że nasze działania odciskają piętno na innych, nierozerwalnie wiąże się z bólem, ponieważ widzimy wtedy kiedy, kogo i jak zdarzyło nam się skrzywdzić.
Odpowiedzialność za błędy
Z poczuciem odpowiedzialności przychodzi wspomniane poczucie zobowiązania – nie chcę już krzywdzić. Odrzucam te wersje siebie, które powodują cierpienie innych. Tworzę nowe, wrastam w inne, zmieniam się.
Czy ograniczam tym siebie? Czy to nie rodzaj niewoli – odrzucić siebie dla innego?
Jean-Paul Sartre, inny francuski myśliciel (tworzący prozę mniej przyjazną młodemu czytelnikowi), twierdził, że ”piekło to inni”, a ci „inni” to wszyscy bez mała ludzie, którzy bezustannie ograniczają nas, więżą, duszą swoją obecnością. Na każdym kroku i przy każdej decyzji jesteśmy uwikłani w sieć zależności, każde pociągnięcie za sznurek tej sieci w jednym miejscu odzywa się w innym. Nie ma od tego ucieczki i wyzwolenia: odpowiedzialność ciąży nam i będzie ciążyła do śmierci, nieważne czy nasze działanie było zamierzone czy nie, i jakie mieliśmy intencje. To właśnie ból Małego Księcia – skrzywdziłem Różę i wiem, że nic już tego nie wymaże. Opuściłem ją i mimo że wrócę, to już raz ją zostawiłem.
Refleksja Sartre’a może brzmieć brutalnie i pesymistycznie, ale przecież życie wcale nie jest proste i wesołe. Tak, daje radość, daje spełnienie i szczęście, ale rozwój i wzrost duchowy czy moralny zawsze wiąże się z przezwyciężaniem pewnej miałkości. Musimy zauważyć, że jest źle, by chcieć coś zmienić. Musimy dojrzeć własne zepsucie i błędy, by umieć przekuć je w dobro i szlachetność. Ani to proste, ani wesołe, raczej bolesne.
Granice wolności
Oczywiście można uznać, że nie chcemy tak siebie ograniczać, że własne szczęście czy wygoda są najważniejsze. Tak jak ateista Sartre nie uważam, że za tę decyzję kiedykolwiek musi spotkać kogoś kara. Nie ma sądu, nie ma grzechu, źli nie zostaną ukarani i często lepiej będzie im się wiodło niż niejednemu sprawiedliwemu. Po co więc się męczyć? Nie podam nikomu gotowej odpowiedzi ani rozwiązania. Tak, jak wspominałam, nie wierzę w wieczne rozliczenie zysków i strat. Wierzę za to, że wszystko na świecie jest ludzkie – i zło, i dobro, i że to my nadajemy naszym czynom wartość.
Nie ma nas bez innych. Choćbyśmy uciekli w głąb lasu i tam rozmawiali tylko z drzewem i ptactwem, to drzewo i ptactwo będzie naszym Drugim i będziemy przeglądać się w nich jak w lustrach. Ułamana gałąź może być wybawieniem od zimna albo krzywdą dla pędu, a zjedzone jajko ozdrowieniem z choroby lub krzykiem osamotnionych ptasich rodziców. Każde nasze działanie i jego rozumienie w ten czy inny sposób konstytuuje tożsamość i określa kolejne czyny. Moralność eremity to dialog ze sobą i swoim sumieniem, może nawet bardziej surowym w ocenie niż drugi człowiek, bo zazwyczaj najwięcej wymagamy od siebie…
Większość z nas wybierze życie w społeczności ponad (pozornie) samotną wędrówkę z naturą jako kompanem. Już Arystoteles z pełną mocą określał człowieka nie tylko jako zoon logikon, czyli zwierzę rozumne, ale i zoon politikon, czyli zwierzę społeczne. Polityka, czyli życie społeczne, życie w społeczności, konstytuuje nas w spotkaniach z drugim, obcym człowiekiem. Co innego bowiem relacje w rodzinie, związku czy przyjaźni, a co innego w tworach takich jak wspólnota czy państwo. Nie mogę powiedzieć, bym kochała czy darzyła przyjaźnią wszystkie obywatelki i obywateli Polski, a jednak wiąże mnie z nimi sieć zależności wyrażona w prawie i zwyczajach, w których się urodziłam i wychowałam. Życzę im dobrze tak, jak życzę dobrze sobie i chcę mieć wpływ na to, jak nasz wspólny, państwowy twór będzie wyglądał w naszych oczach i w oczach Innych, tj. np. na arenie międzynarodowej. Mam na to wpływ i czuję za to odpowiedzialność.
W 1958 myśliciel Isaah Berlin zwrócił uwagę na fakt, że wolność może być „od czegoś” i „do czegoś”. Np. system prawa karnego ma zapewnić mi wolność od zbrodni, strasząc karą doczesną potencjalnego przestępcę, a prawo głosu daje mi wolność do decydowania o kształcie polityki mojego państwa. Chcę być wolną od strachu, że sprawię komuś cierpienie i to pcha mnie do udoskonalania siebie. Chcę mieć wolność do pozostania sobą, a więc uczę innych szanować moje granice.
Wolność nasza i wasza
System prawny wikła nas w kolejną sieć zależności, bo nie jest zestawem ponadczasowych i wiecznie obowiązujących reguł. Kiedyś za kradzież ucinano rękę, dziś kara to odosobnienie lub praca na rzecz społeczności. Kiedyś bicie dzieci było metodą wychowawczą, dziś jest potępiane. Nasza moralność i jej granice ewoluują, a z nimi – wykładnie praw, obowiązków i kar. Dotyczą, przynajmniej w teorii, każdego: i eremity, i króla. W praktyce, jak pokazuje doświadczenie dnia codziennego, „niektóre zwierzęta są równiejsze od innych” i unikają kary, inne zaś przez lata cierpią za cudze przewinienia. Człowiek nie jest doskonały i żaden jego twór taki nie będzie, mamy jednak moc zmiany siebie i tychże tworów.
Jednym ze sposobów realizacji wolności do zmiany jest wyrażenie swojej woli jako części społeczności. Tak, ja jako jednostka znikam w obliczu wielości innych, ale wiele jednostek tworzy przecież grupę. Ta, jeśli jest wystarczająco dużo i silna, zmienia oblicze całości.
Wyrażajmy swoją wolę zmiany. Mamy do tego prawo i moralne zobowiązanie wobec siebie i innych. Wywierajmy wpływ obecnością na manifestacji, proteście, datkiem lub po prostu wypowiedzeniem swojego zdania. Dodawajmy swoje „jeden” do „wielu”, stawiając krzyżyk na karcie do głosowania. Starajmy się poznawać reguły rządzące rzeczywistością polityczno-społeczną, w jakiej się urodziliśmy i realizujmy prawa, jakie nam daje. Mamy wpływ na to, jak wygląda nasze dzisiaj i nasze jutro. Na wczoraj wpływu już nie mamy – możemy tylko pamiętać i wyciągać z niego wnioski.
Anna Gołkowska-Podolak
Komentarze